wtorek, 8 października 2019

Bestie z bobrownickiego boru...

    Dawno, dawno temu żył sobie w Siewierzu pewien pan... tylko nie mogę sobie jego imienia przypomnieć - usprawiedliwiła swoje wahanie Bronia. - Nazwijmy go Maćko, dobrze? Był zapalonym łowczym, jak wielu możnych panów tych czasów. Raz sprosił przyjaciół, szlachtę i rycerstwo w okolicy na wielkie rozległe tereny pokryte gęstymi borami.
    Wśród tych lasów, pokrywających wzgórza bobrownickie, kryło się zaledwie kilkadziesiąt chałup. Podróżnemu, który zapuściłby się w owe strony zdać by się mogło, że mieszkańcy jednego osiedla, nie wiedzą o innych. Lecz nie było to prawdą. Od każdej chałupy wiodły liczne wydeptane przez mieszkańców ścieżki. Biegły one po pochyłości wzgórz od wschodu na zachód, pięły się na góry ku południowi, aż po Brynicę. Jedynie na północ nikt się nie zapuszczał, do owych lasów, w których umyślił sobie polować Maćko.
     Bór ów od dawna cieszył się złą sławą. Straszne i niepokojące hałasy z niego dochodziły, szczególnie po zmroku. Jedni odpowiadali, że knieję zamieszkiwała gromada zgrożniaków. Drudzy twierdzili, że w chaszczach bies się zadomowił. Inni prawili o dzikim zwierzu, co znalazł w borze bezpieczną kryjówkę. Bali się  tedy chłopi i nawet najodważniejsi mieszkańcy Bobrownik nie zapuszczali się do tego lasu. Maćko słyszał wieści o strachach z bobrownickiego lasu, ale miał je za nic. Dlatego też tego dnia wybrał się na polowanie właśnie w tamte strony.
     Uszy mieszkańców osady dobiegły echa rogów myśliwskich, psów ujadanie oraz odległe nawoływania i okrzyki. Gwar ten niósł się raz od Góry Siewierskiej i Rogoźnika, to znów od Siemoni i Dobieszowic. Hałasy przeraziły mieszkańców wsi. Nie wiedzieli, co hałas ów znaczył. Pamiętali podobny zgiełk sprzed kilkudziesięciu laty, gdy w okolicy pojawiły się gromady szwedzkich najeźdźców. Pochowali się tedy gdzie kto mógł, oczekując w ukryciu dalszych wypadków. Piekielny hałas szybko umilkł i tylko coś złowieszczo w kniei szumiało.
      Podczas łowów odłączył się Maćko od swej drużyny. W pewnej chwili coś zaszeleściło w zaroślach i wyszła z nich para niedźwiedzi - jeden większy i drugi nieco mniejszy. Zwierzęta spojrzały wrogo na intruza... Czas mijał, a w osadzie nic złego się nie wydarzyło. Uspokojeni mieszkańce powrócili do swych zajęć. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy z boru dobiegł ryk straszliwy. Równocześnie z nim, podniósł się krzyk wystraszonego ptactwa. Następnie rozległ się żałosny kwik ranionego konia... Huk strzału... Trwożne granie rogu...  Głos wołający o pomoc. Słysząc owo rozpaczliwe wołanie wybiegli mężczyźni z najbliższych osiedli. Każdy z nich uzbrojony w topór lub siekierkę, choć ze strachem w sercu, ruszył w stronę kniei. Kolejny ryk... Kwik rannego konia... Kolejne wołanie o pomoc, tym razem słabsze. Gdy przedostali się przez chaszcze na niewielką polankę spostrzegli dwa niedźwiedzie ciężko ranne, ale wciąż groźne. Nieco dalej słaniał się straszliwie pokaleczony koń.                               
Przy zwierzęciu leżał okrwawiony i nie dający znaku życia rycerz. Jedni rzucili się dobijać niedźwiedzie, drudzy pośpieszyli owego pana ratować. Szlachcic żył, tylko  był omdlał z upływu krwi. Gdy oprzytomniał kazał się podnieść i usadzić na spróchniałym pniu. Zobaczył okrwawione topory i porąbane cielska niedźwiedzi. Najprzód podziękował za ocalenie Bogu, a potem bobrownickim chłopom.  Ponownie odezwały się rogi myśliwskie. Jeden z wybawicieli chwyciwszy za róg rycerza, zadął głośno. Po pewnym czasie przybyli sproszeni na polowanie goście wraz ze służbą. Od kilku godzin błądzili po puszczy, w poszukiwaniu zaginionego towarzysza. Gdy orszak z rannym panem odjechał do Siewierza chłopi powrócili do wsi.
     Po pewnym czasie Maćko powrócił do wsi Bobrowniki, gdzie jego wybawiciele mieszkali, i rzesze robotników z sobą przywiódł. Knieje kazał wyciąć, a na jej miejscu wznieść kapliczkę pod wezwaniem św. Wawrzyńca. W jakiś czas później przy kapliczce osiadł pustelnik, opiekujący się nią ponoć aż do roku 1750.
     I taki to początek miał dzisiejszy kościółek w Bobrownikach.     

Legendę spisał Radek                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz